Ile to jeszcze lat będzie trwało?

           Radca prawny  (ze znanej i szeroko reklamowanej kancelarii) miał szereg uwag dotyczących instytucji zniesławienia w aspekcie mojej sprawy, kiedy to omówiłem żarciki pewnej pisarki, która dobrowolnie zamieszczała je na jednym z portali. Tamże poinformowałem również o jej fałszerstwie mojego podpisu i o publicznym pomówieniu mnie (że pisywałem jako obywatel Kawalec). Żadne argumenty tej pani nie przekonują – po czterech latach obustronnych rzeczywistych i domniemanych zniesławień rusza w końcu proces, w którym będą badane dowody i oświadczenia składane przez obie strony konfliktu; pisarka po raz n-ty informuje Temidę, że pisałem jako Kawalec, zaś ja po raz m-ty oświadczam, że Kawalcem nigdy nie byłem. Zbada to i osądzi jeden z trójmiejskich sądów, zaś odpowiedź poznamy chyba jeszcze w tym roku. Pikanterii sprawie dodaje kontroskarżenie pisarki, która nie tylko jest przekonana, że jestem Kawalcem, ale ponadto poinformowała sąd, że powinien mnie dodatkowo osądzić za to, że świadomie ją oskarżam, wiedząc, że byłem tym Kawalcem, czyli domaga się kary dla mnie za wprowadzanie Temidy w błąd. 

Jednak na szereg poruszonych pomocniczych problemów kancelaria nie nadesłała jasnej odpowiedzi (a nawet żadnej) w aspekcie interesującej sprawy, czyli na tle procesów prowadzonych przez pisarkę. 

 

Ostatnio w mediach przypomniano sprawę prezesa SO w Gdańsku, p. Ryszarda Milewskiego – „usłyszała cała Polska, kiedy we wrześniu ub.r. uległ prowokacji dziennikarskiej i z domniemanym pracownikiem kancelarii premiera ustalał szczegóły dotyczące posiedzenia sądu ws. aresztu dla założyciela Amber Gold. Ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin zdecydował o usunięciu R. Milewskiego z funkcji prezesa sądu”. Czy taka prowokacja jest legalna i etyczna? Wydaje mi się, że niezupełnie. Zapytałem radcę prawnego – „A cóż ja uczyniłem? Skopiowałem żarciki pisarki i zamieściłem na innym portalu celem przedyskutowania tematu (a kiedy wcześniej uprzedziłem, że zbieram materiały, to jeszcze mnie wyśmiano), czyli byłem bardziej etyczny od dziennikarzy (oni podstępem uzyskali materiał do programu, a ja skopiowałem coś, co było w internecie i każdy mógł to uczynić), jednak dziennikarze nie mieli procesu”. Skądinąd wiadomo, że pisarka była u prezesa tego sądu na rozmowie, ale nie wiadomo, na ile zahaczyła o delikatny a kontrowersyjny problem niezawisłości... 

 

Radca nie omówił prowokacji dotyczącej zabójstwa Grzegorza Przemyka w 1983 roku - dziennikarze podali się za ankieterów i podstępnie nagrali jednego z byłych milicjantów, który uniknął odsiadki po wyroku z uwagi na kiepskie zdrowie, w tym słaby iloraz inteligencji. Potem bez jego zgody opublikowali to nagranie z pełnym nazwiskiem i wizerunkiem. „Proszę to porównać z moimi artykułami - nie nagrywałem potajemnie, jedynie skomentowałem zamieszczone żarciki oraz omówiłem fałszerstwo pisarki i jej pomówienie, że pisałem jako Kawalec. Nawet nazwiska nie podałem, jedynie podczas komentowania wymknęło mi się ono, bowiem pisarka publicznie oświadczyła, że jestem Kawalcem; zresztą po paru godzinach komentarze z nazwiskami zniknęły. I jak Pan omówi te różnice i podobieństwa? Ja nie mogę, ale dziennikarze mogą? Gdański sędzia wydał wyrok a jednocześnie codziennie ogląda tego typu programy i co? Nie ma rozdwojenia jaźni? Hipokryta?”. 

 

Nie omówił pikantnej sprawy - 18 listopada 2010 roku prokurator postawił pewnemu profesorowi zarzut molestowania seksualnego, zaś 11 kwietnia 2013 roku sąd uznał go za winnego; został skazany na cztery lata więzienia i sześć lat zakazu pracy w zawodzie. A skazano go, bo ekipa dziennikarzy zrobiła prowokację i bez zgody profesora go nagrała. „Ja pisarki nie nagrywałem nielegalnie i bez jej zgody, lecz omówiłem teksty dobrowolnie zapisywane przez nią na portalu ogólnie dostępnym. Wszystko, co napisałem (o żarcikach oraz o fałszerstwie i pomówieniu mnie o bycie Kawalcem) to prawda, zatem gdzie tu jest przestępstwo? Gdzie ja popełniłem gorszy czyn, niż telestacje niejednokrotnie popełniają, kiedy podstępnie nagrywają obywateli i bez ich zgody pokazują milionowej publice? I co na to cytowane przez Pana wcześniejsze wykładnie?”. 

 

Nie omówił głośnej sprawy - Jerzy Urban zamieścił obraźliwy i obrzydliwy żart o premierze Tusku. A jednak ten były PRL-owski rzecznik uznał, że to żart i stwierdził, że nie przeprosi premiera, a jeśli nawet przeprosi, to w przewrotnej formie – „przepraszam, że przeze mnie robi pan z siebie idiotę”, zatem jedna obraza goni kolejną i co się dzieje? Mało tego – wielu ludzi uważa, że Urban nie przekroczył granic prawa, zatem niech ludziska się nie zdziwią, jeśli za jakiś czas jeszcze obrzydliwiej zostanie obrażony inny polityk (i to niezależnie od partii). „Ja napisałem artykuł o anonimowym i napitym pisarzu, którego ktoś (i to niezbyt rozgarnięty) uznał za pisarkę i poszedł z tym do sądu, którego sędzia w sposób amatorski (sprawa IC692/09) uznał, że obrażono pisarkę. Ze sprawy Urbana wynika jednak, że mogłem nawet zmyślić całkowicie nieprawdziwą historię i wprost napisać, że to dotyczy pisarki (i to z imienia i nazwiska!) a sąd powinien uznać to za żart, zwłaszcza gdybym to zamieścił w okolicach primaaprilisowych”. No gdybym J. Urbana (z jego prawnikami) miał po swojej stronie, to pisarka wespół z jej adwokatem zostaliby rozjechani argumentami i uniewinniono by mnie zapewne już na pierwszym posiedzeniu. A jednak gdański sędzia uznał moją winę i wydał wyrok skazujący, choć nie pada w nim żadne nazwisko a chęć przedyskutowania w internecie obrony społeczeństwa przed postępującą wulgaryzacją jest przecież społecznie korzystna i uzasadniona, jednak sędzia uważa, że nie można dyskutować w kulturalny sposób na drażliwe tematy? I na tym polega jego niezawisłość? I nie podlega on żadnej społecznej kontroli?

 

To sądy będą teraz osądzać wg znaczenia obywateli w społeczeństwie? Powszechnie znana osoba może zmyślać pierwszokwietniowe historyjki i postponować znane osoby, zaś nieznany obywatel nie może opisywać faktów i omawiać prawdziwych wyczynów (wszak niezmyślonych na użytek 1 kwietnia)? 

 

Pan radca nie wypowiedział się o sekstaśmach - ktoś nagrał opolskiego komendanta i jego kochanki, zaś media to ujawniły; opublikowano fotkę z obojgiem kochanków z pełnymi wizerunkami i danymi osobowymi (dyskutują o tematach niezupełnie służbowych, przeplatając wulgariami). „Czy mógłby Pan porównać to z moimi omówieniami wypowiedzi pisarki, w tym żarty, niczego od siebie nie dopisując, a jednak sędzia zgrabnie zaserwował mi wyrok, zatem co teraz owa spostponowana policyjna para mogłaby przedsięwziąć w sądzie przeciwko dziennikarzom, gdyby chciała skorzystać z prawnej drogi przetartej przez pisarkę i sędziego SO w Gdańsku?”. 

 

Nie omówił wulgarnej sprawy - na nagraniu podczas głosowania 10 maja 2013 pada zdanie: ‘Ten Borowiak ku...s podniesie łapę, czy mu przyp...lić?’. „Czy opublikowanie tego nagrania nie jest zniesławieniem tego ‘mięsnego’ posła. Czy podjąłby się Pan jego reprezentowania w sądzie i zachęcenia go do złożenia pozwu przeciwko mediom z żądaniem np. miliona zł (ode mnie chciano 1/50 tej kwoty, ale zasięg był mniejszy i osoby mniej znane)?”. 

 

Nie skomentował wypowiedzi jednego z komentatorów programu „Szkło kontaktowe” (11 maja 2013), który autora komentarza o wspomnianym p. Borowiaku nazwał prymitywem przed milionami telewidzów. Czyżby nie dopuścił się zniesławienia? Tamże zacytowano fragment przemówienia w Sejmie, z którego wynika, że słowo ‘cham’ nie jest przez sądy uznawane za obraźliwe, nawet jeśli stosowane jest wobec prezydenta RP. Nie skomentował również słynnej a podsłuchanej wypowiedzi marszałka Zycha, który ongiś zaklął pod nosem (nieoficjalnie do mikrofonu), co zostało odpowiednio nagłośnione przez dziennikarzy. Czy ciągłe cytowanie owego marszałka nie jest nie tylko zniesławianiem, ale także stalkowaniem? 

 

Co ciekawe, w ostatniej sądowej sprawie (o pomówienie) pisarka poinformowała Temidę, że nie będzie obecna na majowej rozprawie, ponieważ będzie na konferencji i na tej podstawie sędzia przełożyła sprawę, jednak parę lat wcześniej sędzia innego trójmiejskiego sądu nie był uprzejmy przełożyć mojej sprawy, kiedy poinformowałem go, że w wyznaczonym terminie będę w sanatorium. Taka względna sprawiedliwość po polsku... Jednemu w sądzie wieje wiatr piaskiem po oczach, a innym Temida sprzyja. 

 

Natomiast radca zauważył (sprawa IC692/09) - „Zaiste, treść oświadczenia, do umieszczenia którego na stronach internetowych został Pan w wyroku zobowiązany w dużej mierze, może nie tyle, że nielogiczna, to jednak w dużej mierze mija się z sednem niniejszej sprawy” oraz „stan Pańskiego zdrowia w tamtym czasie może uzasadniać interwencję Rzecznika Praw Obywatelskich, który ze względu na to, że minęły już ponad 3 lata od uprawomocnienia się wyroku SO jest podmiotem uprawnionym do działania w tego rodzaju przypadkach”.

 

Ponadto dostrzegł - „W tego rodzaju sprawach jak Pańska strony konfliktu zwykle nawzajem dopuszczają się naruszeń swoich dóbr osobistych w trakcie eskalacji sporu od momentu pierwotnego naruszenia. Dlatego sąd w postępowaniu zajmuje się w zasadzie przede wszystkim tym pierwotnym naruszeniem i co do niego bada zasadność, zgodność z prawem i zasadami współżycia społecznego”.

 

Zatem sędzia popełnił błąd nie rozpatrując pomówienia mnie (że pisałem jako Kawalec) i fałszerstwa podpisu przez pisarkę oraz wyzwania mnie od ohydnych, choć to był punkt zapalny konfliktu – po prostu sędzia nie zajął się momentem pierwotnego naruszenia prawa! Oczywiste jest, że proces powinien być powtórzony z uwagi na szereg błędów popełnionych przez sędziego SO w Gdańsku. Jeśli jest to mało oczywiste, to można zbierać kolejne opinie różnych prawników, jednak kto za to wszystko na koniec opłaci? Skarb naszego Państwa? 

 

Na moje pytanie – „Czy każda krytyka może zostać uznana za naruszenie dóbr osobistych?”, radca odpowiedział - „Zaiste można tak powiedzieć (taka rola domniemań). Jeżeli skrytykowany zdecyduje się na skierowanie sprawy do sądu, to niestety na osobie krytykującej będzie ciążył obowiązek wykazania, że zastosowana przez niego krytyka jest zasadna, a tym samym roszczenia powoda nie zasługują na uwzględnienie”. A to oznacza, że we wszystkich opisanych wcześniej sprawach, osoby mogące się uznać za poszkodowane, mogą wytoczyć procesy. 

 

No i ciekawe pytanie natury statystycznej – „Czy zna Pan (lub słyszał) o takim scenariuszu? Że ktoś wpisywał wulgarnawe żarciki pośród wulgarnych, że sfałszował podpis, że pomówił (o bycie inną osobą), a kiedy to opisano w internecie, wytoczono mu dwa procesy? Zna Pan taki drugi przypadek? A co będzie, jeśli okaże się (a to oczywista dla mnie sprawa), że jednak nie pisałem jako Kawalec? Co wówczas powinna uczynić pisarka jako osoba – powiedzmy – honorowa?”, odpisał:

 

„Nie, o drugim tak subtelnym przypadku konfliktu powstałego pomiędzy uczestnikami portalu społecznościowego nie słyszałem. Natomiast jeżeli rzeczywiście okaże się, że jednak nie pisał Pan jako Kawalec, to wygrywa Pan sprawę i otwiera się Panu droga do dochodzenia odszkodowania bądź zadośćuczynienia od strony przeciwnej (w tym i odpowiednich przeprosin)” [moje wyboldowanie]. Dodał również – „Co do kwestii możliwości zajęcia się prawomocnym orzeczeniem cywilnym, instrumentami do takiej interwencji dysponuje również Rzecznik Praw Obywatelskich, który mógłby zająć się kwestią od strony braku Pana możliwości aktywnego uczestniczenia w postępowaniu z uwagi na stan Pana zdrowia w tamtym czasie”. 

 

Radca ponadto zacytował niezwykle ciekawy wyrok (SN, V CSK 109/11 z 8 marca 2012, OSNC 2012/10/119, Biul.SN 2012/6/12 1168724) –

 

Ochrona dóbr osobistych osoby uczestniczącej w wymianie poglądów na forum internetowym nie jest wyłączona, jeżeli kierowane przeciwko niej wypowiedzi nie mieszczą się w dopuszczalnej formule dyskusji.

 

1. O zniesławiającym charakterze wypowiedzi nie decyduje jej skutek w postaci reakcji społeczeństwa, a właściwie osób z otoczenia pokrzywdzonego, wyrażającej się zmianą w nastawienia do niego. Chodzi wyłącznie o opinię społeczną znajdującą wyraz w poglądach ludzi rozsądnie i uczciwie myślących. Należy zatem badać każdorazowo, czy określona wypowiedź mogła nie tylko u adresata ale u przeciętnego, rozsądnie zachowującego się człowieka wywołać negatywne oceny i odczucia.

 

2. Osoba prywatna angażująca się do dyskusji na forum internetowym z udziałem określonego, ale otwartego, kręgu osób, prezentując w rzeczowy i kulturalny sposób swoje, chociażby kontrowersyjne, poglądy, musi liczyć się z negatywną i nawet ostrą, przesadzoną oceną internautów, wyrażających własne stanowisko, jednak i na tym forum osoba ta nie może być pozbawiona ochrony wobec wypowiedzi naruszających jej godność lub dobre imię, które nie mieszczą się w dopuszczalnej formule tej dyskusji. Podwyższone granice dopuszczalnej krytyki usprawiedliwia specyfika dyskursu na forum internetowym z udziałem zarejestrowanych osób, do którego mogą jednak zgłaszać się osoby przypadkowe o różnej wrażliwości i różnym sposobie bycia. LEX nr 1169352 

 

Gdańskiemu sędziemu poleciłbym wytłuszczony przeze mnie tekst – prawnik ten nie tylko błędnie przyjął moje teksty (że rzekomo opisywały pisarkę), ale też nie dostrzegł jej pikantnych a zabronionych regulaminem żartów, nie dostrzegł mojego stanowiska (walka z wulgaryzmami jako moderator forum), nie zauważył (nawet nie rozpatrywał i się tym nawet chełpił!) jej przestępczego zachowania wobec mnie (wyzwiska typu ‘ohydny’, pomówienie oraz fałszerstwo), ale nawet zażądał, abym ją przeprosił za zarzuty wulgaryzmu (a takich nie stawiałem!) oraz wmawiał, że pisarka nie była nieuprzejma (czym dowiódł swej ślepoty i brak profesjonalizmu).

 

Radca zresztą zauważył ostatnie „wyczyny” sędziego - „Zaiste w przesłanych przez Pana materiałach pojawiają się wypowiedzi strony przeciwnej mogące uchodzić za niegodne i nieuprzejme wobec Pana”, co wystawia tak pisarce, jak i sędziemu nie najlepsze świadectwo.

 

Co do pasma procesów (w tym bodaj najważniejszy z nich) – czy (nie) pisałem jako Kawalec, radca wyjaśnił - „[…] strona przeciwna musi udowodnić Panu posiadanie takich dodatkowych kont na portalu NK, jeżeli tego nie udowodni wówczas dopuszcza się wobec Pana pomówienia w tej kwestii”.

 

Ciekawe, w jaki to cudowny sposób udowodni to pisarka, skoro nigdy nie pisałem jako Kawalec; mało tego – nigdy na rejestrowalnych portalach nie miałem jakichkolwiek dodatkowych (przez niektórych nazywanych lewymi) kont. Co do rzetelności pisarki, można jedynie nadmienić, że w sądzie zeznała , że „nigdy nie napisała pikantnego żartu”, co jest perełką logiki i znajomości języka polskiego – już tylko to oświadczenie powinno być zbadane przez językoznawcę, który zapoznałby się z jej dowcipami i snadnie wyrobił swą opinię. Ponadto publicznie zniesławiła mnie, że pisałem nie tylko jako J. Kawalec, ale także jako AZ. 

 

Dodatkowo załączyłem tekst „Jeśli sama nie dbasz o swoje dobre imię” z 1 maja2009, który proszę ocenić pod kątem języka dyskutantów, w tym mojego i pisarki, zwłaszcza jej uśmieszki wysyłane do poprzednika w dyskusji, które można jakoś przecież zinterpretować. Przypominam, że w wyroku i uzasadnieniu IC692/09 sędzia uznał, że wypowiedzi pisarki były grzeczne, zaś pisarka zeznała w sądzie, że „nigdy nie napisała pikantnego żartu”, co radca prawny ocenił – „Pana wypowiedzi pozostają w tonie chęci nawiązania merytorycznej dyskusji nad zaobserwowanym zjawiskiem społecznym funkcjonującym na forach internetowych, pozostali dyskutanci odbiegają niejednokrotnie znacznie od zaproponowanego przez Pana pułapu dyskusji o zauważonym przez Pana problemie”.

 

Ponadto załączyłem dziwny dowód pisarki, „która na jego podstawie uważa, że pisałem jako J. Kawalec, co jest wierutną bzdurą - może Panu uda się znaleźć jakiś błąd w rozumowaniu tej pani powołującej się na ten dowód” (także załączyłem moją polemikę z tym dowodem), na co radca zareagował – „Proponowałbym aby sąd przeprowadził w tej kwestii odpowiednie badania nr IP komputerów, z których generowane były zamieszczone w dowodzie strony przeciwnej wpisy, gdyż bez podstawowego zbadania tej zasadniczej kwestii dyskusja nad tak przedstawionym ciągiem wpisów (zwłaszcza, że to jest tylko papierowy wydruk – nie wiadomo czy nie z fotoshopa) byłaby jedynie pustą polemiką i zwykłym gdybaniem”. 

 

Oto także kilka istotnych odpowiedzi na dodatkowe problemy korespondencyjnie przedstawione Kancelarii:

 

- „Przedawnienie biegnie od daty umieszczenia w sieci ostatniego wpisu”;

 

- „Dotąd, gdy oskarżyciel prywatny popiera akt oskarżenia, a czysto formalnie nie ma powodów do odrzucenia tego aktu, sąd ma obowiązek rozpoznać sprawę niezależnie od kosztów, istotności sprawy, czy jej zawiłości”;

 

- „Sąd powinien uwzględnić każdy wniosek dowodowy mający na celu ustalenie okoliczności istotnych dla rozstrzygnięcia sprawy. Sąd powinien zająć się kwestią szczegółowego ustalenia przy pomocy technik informatycznych, z których dokładnie komputerów (po numerach ich IP, dla ustalenia właścicieli bądź użytkowników tych komputerów) pochodziły dane wpisy”. 

 

Na pytanie „Kto i co oraz komu ma udowodnić - czy osoba A osobie B, że pisała jako C, czy osoba B osobie A, że nie pisała jako C?” uzyskałem odpowiedź – „Osoba A powinna udowodnić B, że B pisała jako C. Wszelkie wątpliwości działają na korzyść B (że B nie pisała jako C)”, zatem z niecierpliwością poczekajmy na kolejne rozprawy sądu jednego z pomorskich miast. 

 

Polecam omawianą kancelarię (choć można mieć szereg zastrzeżeń), zwłaszcza że jest bardzo pracowita - „Kancelaria radcy prawnego Sebastian Brymora jest jedyną w Kraju kancelarią, której biuro czynne jest 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu” (co zamieszczono na profesjonalnej witrynie). 

 

PS  Na jednym z portali społecznościowych pojawił się szokujący wpis pod którym podpisana jest córka jednej ze sławnych polskich aktorek – „ty ruska kur..”, „szmato”, „cwelu”. Okazuje się, że dziewczyna nie ma z wpisem nic wspólnego i wyjaśnia – „Był to żart moich kolegów, którzy wykorzystali to, że nie wylogowałam się z mojego Facebooka. Nie mam nic wspólnego z umieszczonym pod zdjęciem komentarzem... Bardzo mi przykro, że któryś z moich znajomych mnie po prostu sprzedał i zarobił pewnie niemałe pieniądze moim kosztem. Więc zacytuję moich kolegów: ‘ty ruska kur*o, jak cię znajdę to cię zapier*olę’ P hahaha” [w oryginale bez gwiazdek].

 

Niektóre media owej Polce pogratulowały znajomych, zaś sądy mogłyby mieć poważne kłopoty z ustaleniem winnego, bowiem bodaj wszystko wskazywało na tę młodą damę