Kiedy tylko słońce przygrzeje, zaczną ginąć. I to nie na polu chwały

 

 

wypadek GdyniaNaszeMiasto

wypadek - portal GdyniaNaszeMiasto


Zapowiadano w mediach, że po Gdyni - w ramach testowania - będzie jeździć chiński autobus z napędem elektrycznym, co było pewnego rodzaju sensacją. Trudno było jednak trafić na ten zagadkowy pojazd. Pod koniec lipca dojrzałem go pod numerem *119*, kiedy to jechał z portu i stał na czerwonym świetle węzła (Węzła) Ofiar Grudnia 70, podczas gdy mój trolejbus *23* jechał z przystoczniowej pętli, wyruszając kilka minut przed szesnastą. Aby dostać się do tego chińskiego cudeńka należało przesiąść się przy Miejskich Halach Targowych, jednak przewaga mojego wehikułu zawsze topniała, bowiem trajtek miał dodatkowy przystanek przy dworcu Gdynia Główna (dawniej Gdynia Główna Osobowa), zaś *119* ustawicznie wyprzedzał nas na placu (Placu) Konstytucji. Jednak jedyny raz się udało - „chińczyk” stał dłużej na światłach, zaś trolejbus wyjątkowo sprawnie przebył swoją trasę przy dworcu i oba pojazdy jednocześnie były przy hali.


Oczywiście nie mogłem przegapić takiej okazji i pojechałem nim w dalszą podróż. Przy Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym powinienem przesiąść się na mój właściwy autobus, czyli *133* (10 minut po szesnastej), lecz postanowiłem elektrycznym autobusem pojechać jeszcze dwa przystanki i wysiąść przy skrzyżowaniu Kopernika - Legionów, aby przesiąść się na *192*, który także jeździ do Redłowa.


Wysiadłem więc i miałem parę minut do przyjazdu mojego kolejnego autobusu. W tym czasie - naprzeciw przystanku pewien zmotoryzowany dżentelmen przygotowywał swojego dwukołowego ścigacza (śliczna czerwona maszyna) do odjazdu. W pewnym momencie wsiadł i gwałtownie ruszył w dół ulicą Kopernika ku śródmieściu. Na skrzyżowaniu miał zielone światło, więc ruszył raźno i na maksa.


Jednak w połowie drogi, pomiędzy jego postojem a skrzyżowaniem, znajduje się mały parking. I właśnie z niego - dokładnie w tym samym momencie i całkowicie niespodziewanie – zaczęła tyłem wyjeżdżać osobówka, która skręcała w lewo, aby także pojechać do centrum. W ostatniej chwili motocyklista zjechał na lewy pas i uniknął zderzenia, śmiało i zgrabnie ominął auto, które mu zajechało drogę i... pomknął do celu. Trwało to dosłownie chwilę i wyglądało tyle groźnie, co imponująco - mało co, a byłbym świadkiem tragicznego wypadku.


Wielu ludzi - rodzina motocyklisty i rodzina kierowcy auta, albo sami uczestnicy (jeśli przeżyliby), latami dochodziliby po sądach sprawiedliwości - pierwsi uważaliby, że auto zajechało drogę ścigaczowi, drudzy zaś uważaliby, że to motocyklista zbyt szybko jechał, w zaskakujący sposób włączając się do ruchu. I co za różnica, skoro najprawdopodobniej motocyklista byłby martwy, zaś kierowca do końca życia miałby traumę i przekonanie, że nie mógł zapobiec nieszczęściu wskutek wyjątkowego zbiegu okoliczności. A wyrok? Przecież zależy od biegłego, który może zasugerować winę jednego albo drugiego użytkownika. Nawet naoczni świadkowie mogliby mieć trudności z oceną sytuacji i winy.


Nazajutrz, 26 lipca (imieniny Anny i Grażyny), po 24 godzinach, dokładnie o tej samej porze, jechałem *133* i skręcaliśmy około 16.10 w ulicę Redłowską. Kilkadziesiąt metrów dalej, ku górze, leżał młody motocyklista, który parę minut wcześniej zderzył się z autem, skręcającym w kierunku stacji paliw. Trywialna sprawa – auto zajechało drogę motocyklowi przy istotnej kwestii ewentualnego przekroczenia prędkości jednośladu; błędna ocena kierowcy kontra przesadna prędkość motocyklisty. Stała już karetka i ratownicy nieśli pomoc. Autobus pomału pojechał w dalszą podróż, wspinając się na Płytę Redłowską.


Z okna widać było zastygłą twarz ciężko rannego młodego motocyklisty, nieruchomo leżącego w niewielkiej kałuży krwi. Auto miało wgniecioną karoserię przed tylnym prawym kołem – jakże widoczny wynik zderzenia z jednośladem. Wokół dziesiątki widzów, także w oknach pobliskiego budynku. Dramat dwóch osób, przy czym zwykle w takich przypadkach dar dalszego życia od losu otrzymuje posiadacz cięższego pojazdu, zaś drugi ginie lub zostaje inwalidą.


Choćby dlatego motocykliści powinni być ostrożniejsi (podobnie jak kierowcy osobówek wobec ciężarówek), bowiem mamy jedno jedyne życie i naszym obowiązkiem jest je strzec za wszelką cenę, nawet z przesadnym marginesem bezpieczeństwa. Jeśli pieszy wchodzi na pasy uważając, że ma pierwszeństwo i ginie z powodu nieuwagi kierowcy (albo zawału lub awarii pojazdu), to żadne sądy nie wydadzą satysfakcjonującego wyroku!


Gdyński internetowy serwis wyjaśnił - „Według wstępnych ustaleń policji kierowca samochodu osobowego, próbując wjeżdżać na stację benzynową, wymusił pierwszeństwo i zajechał 26-latkowi drogę. Motocyklista nie zdążył niestety wyhamować” i „trafił w bardzo ciężkim stanie do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku”. Niestety - "Nie było możliwości wezwania śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, ponieważ uległ on awarii".


Przez parę kolejnych dni obserwowałem to miejsce wypadku (ślady krwi i rozbitych części), licząc, że ranny żyje i wraca do zdrowia.


Niestety! Po paru dniach dostrzegłem stojące nieopodal znicze...


Michał, młody absolwent Politechniki Gdańskiej, żeglarz gdyńskiego jachtklubu - odszedł na wieczną wachtę i to w szczególny dla nas, Polaków, dzień - 1 sierpnia, dzień, który od lat jest symbolem walki Polaków (w tym młodych) z okupantem stolicy. Tysiące Polaków ginęło mniej lub bardziej sensownie, ale choć mają zapewnione miejsce w historii.


Gdyby Michał spiął swego rumaka silniej, to udałoby Mu się przemknąć przed maską auta. Gdyby był dla ścigacza łagodniejszy, auto przejechałoby przed Nim. Zostałby ojcem, pewnie dziadkiem, wspinałby się systematycznie po szczeblach kariery zawodowej, wychowałby gromadkę kolejnych żeglarzy. Gdyby... O Jego życiu zaważyła jedna sekunda.


Wnioski? Żadnych! Codziennie w Polsce, podczas sezonu, ginie średnio jeden motocyklista (ok. 250 w 2012). Kiedy tylko słońce przygrzeje w przyszłym, 2014, roku, zaczną ginąć młodzi i zaradni pasjonaci, przynosząc ból swym rodzinom i wielkie straty Ojczyźnie, bowiem bardzo wiele mogliby uczynić dla Niej, ale z powodu chwilowej nieostrożności polegną na asfaltowym polu.

 

http://gdynia.naszemiasto.pl/artykul/galeria/1946288,wypadek-motocyklisty-na-ul-redlowskiej-w-gdyni-26-latek,id,t.html#minus