Kto zwróci uwagę niezawisłemu sądowi, że są granice śmieszności i niekompetencji, których nie powinien ów sąd przekraczać?

 


Zażalenie do sądu

 

 

 

Oskarżona, pani Magdalena Ch., trójmiejska pisarka, nadal kłamie i czyni to od początku 2009 roku, a to w internetowych mediach, a to w pismach kierowanych do adminów szeregu portali, a to nawet w pismach sądowych, np. w piśmie z 15 kwietnia 2013 do SR w Gdyni (spr. IXK1257/12) –

 

„Stwierdziłam tylko bezsprzeczny fakt, na który przedstawiam dowody*. Mirosław Naleziński wie, że korzystał z fikcyjnego konta na nazwisko Jacek Kawalec na portalu Nasza Klasa […] Zrzuty ekranowe* jednoznacznie wskazują kto był właścicielem fikcyjnego konta na NK na nazwisko Jacek Kawalec”.

 

Już tylko w tym krótkim fragmencie pisarka dopuściła się trzech kłamstw i pomówień:

 

1. Pani Ch. nie mogła stwierdzić bezsprzecznego faktu, ponieważ jej wybujała a chora wyobraźnia całkowicie opacznie interpretuje rzeczywistość, która powinna być zbadana przez wymiar sprawiedliwości.

 

2. Mirosław Naleziński nie wie, że korzystał z konta Jacka Kawalca.

 

3. Zrzuty ekranowe nie wskazują na mnie (jako właściciela konta), lecz na Jacka Kawalca, którego zdaje się nikt nie znać.

 

*-https://docs.google.com/file/d/0B6mEDTBw_SViTFVHN2tVVFhjY1U/edit?pli=1

 

Ów rzekomy dowód (poparty zrzutami ekranowymi, zamieszczony przy udziale pisarki pod podanym linkiem), to przykład infantylności tej pani, braku umiejętności logicznego myślenia i wyciągania wniosków. Dowód (jak też cała a wieloletnia sprawa) powinna trafić do podręczników Temidy jako przykład oderwania polskiego sądownictwa od rozumnego i rzeczowego analizowania problemu, który mógłby być wyjaśniony zaraz na początku konfliktu oraz jako przykład na błędne przyjęcie przez obywatela (tu pisarki) przekonania, że ktoś się podszywa pod inną osobę, co powoduje kuriozalny zastój w dociekaniu prawdy przez naszą Temidę oraz wieloletni a niepotrzebny konflikt.

 

W piśmie z 29 maja 2013 pisarka opisuje sprawę po swojemu – że oczerniałem ją w licznych artykułach oraz że wyrywałem z kontekstu jej wypowiedzi i manipulowałem nimi, zapominając, że sama, na podstawie kuriozalnego posądzenia mnie o pisanie jako J. Kawalec, publicznie zniesławiła mnie jako pierwsza, sugerując, że pod tymi danymi zamieściłem obrzydliwe teksty na jej temat, czym spowodowała – w ramach obrony i riposty – zamieszczenie szeregu moich krytycznych tekstów na jej temat.

 

Co skandaliczne - owa pani sfałszowała podpis na portalu NK, zatem popełniła co najmniej dwa przestępstwa i wielce urażona udała się do dwóch gdańskich sądów, aby walczyć o swoją godność, którą sama wcześniej spostponowała... A na zarzut wyrwania jej wypowiedzi z kontekstu jest jedyna rada – w kolejnym, znacznie obszerniejszym, artykule mogę powtórzyć moje komentarze pozbawione tej wady.

 

Niezrozumiałe jest stanowisko sędzi ogłoszone w postanowieniu, że przedawnienie liczone jest od momentu pierwszego zniesławienia, nie zaś od ostatniego. Może studenci prawa, w ramach ćwiczeń, omówiliby przypadek, w którym obywatel A zniesławia obywatela B w styczniu 1980 i powtarza treść zniesławienia co rok, a obywatel B oddaje sprawę do sądu w styczniu 1985 (ponieważ w końcu zirytowały go trudności życia w PRL – brak awansu, zwolnienie z pracy i niewydanie paszportu), a ówczesna Temida wydaje postanowienie o umorzeniu sprawy, bowiem minął roczny termin przedawnienia upływający w styczniu 1981, zaś zniesławienie trwa do dzisiaj. Kuriozalne postanowienie? Tym problemem powinien zająć się SN, który rozpatrywał podobne sprawy, jednak nie dokładnie taką.

 

Ponadto – w internecie jest wiele wpisów znajomych pisarki, którzy powtarzają jej tezę, że pisałem jako J. Kawalec i jak należy traktować te wypowiedzi, skoro jeszcze nie minął rok od ich zamieszczenia? Wytoczyć osobne procesy przeciwko tym osobom? Doszłoby do przedziwnej sytuacji – postępowanie umorzono by przeciwko pisarce, ale wszczęto by przeciwko jej znajomym, choć to przecież ona zainicjowała pomówienia, że pisałem jako J. Kawalec, oni zaś jedynie ją popierają, będąc przekonanymi do jej dowodów.

 

Komisja Etyki Uniwersytetu Gdańskiego, czyli uczelni, na której doktoryzowała się pisarka, nie czuje się władna w swym profesorskim a etycznym majestacie, aby ocenić zachowanie swojej doktorantki na publicznym forum (a otrzymała wszystkie wypowiedzi tej pani) i od paru lat czeka ze swoją decyzją na wyrok niezawisłego sądu, zatem Temida nie powinna zawieść tej komisji, która - gdyby chciała - w godzinę mogłaby ocenić etyczny poziom wykładowczyni.

 

Ostatnio Ministerstwo Sprawiedliwości podkreślało z pełną mocą, że sądy będą walczyć z pomówieniami w internecie, a jednak niniejsza sprawa trwa już parę lat i końca nie widać, bowiem zamiast ustalić osobę winną pomówienia, gdańska Temida próbuje zatuszować sprawę sugerując… przedawnienie. Czy tak ma wyglądać obrona pomawianego obywatela w prawnym systemie nowoczesnej Polski? Przez parę lat nie może doczekać się sprawiedliwości?

 

Z procesów niewiele wynika, setki godzin tracą obie strony i sędziowie, akta liczą ponad tysiąc kart, a wystarczyłoby sprawdzenie u admina NK – czy ja pisałem tamże jako J. Kawalec, i w parę dni wyjaśniono by i zakończono tę żenującą (a wieloletnią!) sprawę.

 

Co ciekawe, obie strony konfliktu są za dokładnym zbadaniem kto, kogo i kiedy zniesławił, bowiem obie strony są przekonane do swojej racji (pisarka ma wspomniany dowód i głęboko w niego wierzy, zaś ja wiem, że nie pisałem jako J. Kawalec), zatem aby konflikt nie trwał jeszcze wiele lat, należałoby starannie ją zbadać, nie zaś poświęcać swój sędziowski zapał i wiedzę, aby umorzyć postępowanie.

 

Nie można się oprzeć konstatacji, że gdyby pisarka nie uznała, że pisałem jako J. Kawalec, gdyby nie uznała, że parę moich (moich, ale nie Kawalcowych!) krytycznych wypowiedzi pod jej adresem nie było przestępczymi, gdyby jej adwokat nie zażądał 20 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz swej mandantki i gdyby jej poradził, aby nie wszczynała sprawy cywilnej i karnej przeciwko mnie oraz gdyby nie sfałszował moich wypowiedzi w pozwie, zaś sędzia w sprawie IC692/09 byłby większym fachowcem w dziedzinie pomówień oraz zbadałby jednak zarzut wobec pisarki, że to ona zainicjowała pasmo pomówień przez to, że uznała mnie za J. Kawalca (i jeszcze jedną osobę, bowiem zwidy tej pani miały szerszy zakres!), to trójmiejska Temida nie ośmieszałaby się wieloletnimi procesami, których koszty są coraz większe a ich końca nie widać.

 

Wobec wieloletniego (od 2009) i niezachwianego przekonania pisarki, że pisałem na NK jako J. Kawalec i wobec takiego błędnego przekonania setek dyskutantów na rozmaitych portalach, przekonania rodziny i znajomych tej pani oraz wobec ciągłego zniesławiania mnie przez pisarkę i jej zwolenników

 

 

 

zaskarżam w całości postanowienie i wnoszę

 

o wyciągnięcie sprawiedliwych konsekwencji prawnych wobec p. Magdaleny Ch.

 

 

 

W internecie istnieje wiele moich artykułów opartych na kłamstwie tej pani, na jej zwidach i na jej przewrażliwieniu, polegającym na subiektywnym uznawaniu moich krytycznych (ale wyważonych) wypowiedzi w ramach dyskusji na portalu NK i Salon24 za zniesławiające, co spowodowało wytaczanie procesów w gdańskich sądach.

 

Niestety, pierwsza sprawa (cywilna IC692/09) została nieumiejętnie prowadzona przez sędziego SO w Gdańsku na podstawie pozwu sporządzonego przez adwokata powódki, który przeinaczył (sfałszował) moje wypowiedzi. Sędzia jednak nie dostrzegł fałszerstwa. Nie zbadał także podstawowego zarzutu wobec pisarki – że jako pierwsza zniesławiła mnie publicznie parokrotnie oświadczając, że pisałem jako J. Kawalec. A ten pan, którego nie znam, bardzo nieładnie pisał o pisarce, co tak bardzo ją rozsierdziło, że podjęła błędną decyzję – wszczęła procesy z powodu uznania mnie za inną osobę.

 

Konflikt pomiędzy mną a pisarką trwa parę lat i będzie trwać, dopóki sąd nie potwierdzi, że nie pisałem w internecie jako J. Kawalec. A rozwiązać problem można na kilka sposobów:

 

- sprawdzenie listy logowań, które posiada admin NK,

 

- badanie wariografem zastosowanym wobec mnie,

 

-porównanie tekstów (stylu i słownictwa) moich i J. Kawalca.

 

Kosztami badań (jak również kosztami sądowymi) należy obciążyć osobę bezsensownie i od wielu lat rozgłaszającą, że pisałem jako J. Kawalec.

 

Ponadto pisarka powinna ogłosić w internetowych mediach stosowne przeprosiny, których wzór wcześniej zaproponowałem.

 

Proces karny (Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe - VIII155/10) wykazał, że cztery moje artykuły zgłoszone do sądu przez pisarkę i jej adwokata a zamieszczone w internecie, nie były pomówieniami i 9 grudnia 2011 zapadł wyrok mnie uniewinniający, jednak pisarka złożyła apelację i do tej pory nie wiem dokładnie, jaki jest status tej sprawy, a niebawem miną dwa lata od ogłoszenia wyroku. Co ciekawe, strona apelująca chce poszerzyć katalog artykułów do rozpatrywania o teksty napisane po wniesieniu aktu oskarżenia, choć powinny być analizowane jedynie teksty napisane przeze mnie wyłącznie w pierwszym kwartale 2009.

 

Pisarka swoimi monitami skierowanymi do admina portalu EIOBA doprowadziła do skasowania wielu moich artykułów z tego portalu i byłby interesujący proces o uznanie bezprawności jej monitów opartych a to na kuriozalnym wyroku IC692/09, a to na przekonaniu, że pisałem jako J. Kawalec.

 

W sierpniu 2013 SR Gdańsk-Południe nadesłał zawiadomienie, że w październiku odbędzie się posiedzenie tego sądu w sprawie VIIIK2/13. Przez kilka miesięcy nie wiedziałem – kto i o co mnie oskarża i do tej pory nie otrzymałem kopii aktu oskarżenia. Czyżby to były nowe standardy polskiej Temidy? Może należy porównać je z unijnymi, bowiem od wielu lat należymy do UE i procedury powinny być coraz bardziej cywilizowane.

 

Ponieważ prowadzonych było i jest kilka procesów o różnych symbolach, wnoszę o połączenie wszystkich w jeden. Zamiast analizy ponad tysiąca kart, należałoby wrócić do źródła, czyli:

 

- przeanalizować wyłącznie wypowiedzi obu stron (kto i kogo zniesławił i w jakiej kolejności), które zostały zamieszczone w internecie przed wystosowaniem przez pisarkę Ostatecznego przedsądowego wezwania 21 kwietnia 2009,

 

- zbadać sprawę fałszerstwa podpisu (oskarżona przyznała się do czynu, choć oczywiście nadal twierdzi, że J. Kawalec i ja to jedna osoba) oraz pomówienia mnie przez pisarkę, że pisałem jako J. Kawalec.

 

Mirosław Naleziński